środa, 30 listopada 2016

Srebrny lariat

Obiecałam, że nigdy więcej nie zrobię lariatu i oto jest kolejny :D Podczas jednych targów, gdzie prezentowałam swoje wyroby, gościom bardzo spodobał się mój pierwszy naszyjnik - lariat w kolorze stali (KLIK). Zarzekałam się, że za żadne skarby świata nie powtórzę tego wyczynu, ale życie lubi płatać figle.


Lariat został zamówiony jako komplet z bransoletką - przede wszystkim miało być prosto i podobnie do stalowego naszyjnika. Sam naszyjnik ma długość 150 cm plus zapięcie typu toggle w kształcie winorośli. Bransoletka ma długość 20 cm. Oba elementy zostały wykończone tulejkami ze stali chirurgicznej. Stal, jako materiał, jest bardzo trwała i nie uczula, co jest istotną informacją dla osób uczulonych na nikiel lub inne metale, dlatego też często polecam wybrać takie wykończenia zamiast zwykłych metalowych.

Komplet został zamówiony na prezent dla żony, która sama sobie go wybrała - nie wiem jak u was, u mnie w domu podobnie się praktykuje. Mama przed świętami daje listę (tudzież wymownie zachwyca się wybranymi rzeczami z katalogów lub moich zasobów biżuteryjnych ;) ), tata (nie, tata nie nosi świecidełek) i babcia podobnie, dzięki czemu wiadomo z czego wybrać (zdarzyło się wam dostać coś... nietrafionego?). Ze mną nie ma problemów, każdy kilogram koralików sprawia mi taką samą radość i chętnie adoptuję każdy.

A jak jest u was? Podzielcie się w komentarzach!

P.S. Prezent się podobał ;)

poniedziałek, 28 listopada 2016

Stardust Swarovski bez zapięcia - podwójne bransoletki

Podczas różnych okazji często spotykam się z problemem dotyczącym bransoletek, które są albo za duże, albo za małe. Przykro mi, gdy widzę, że komuś spodobała się "ta jedna, jedyna" i chciałby ją mieć, ale co z tego, skoro jej nie zapnie lub będzie spadać? Sama miałam kiedyś taki problem i byl on jedna z przyczyn, dla których zaczęłam sama robić biżuterię, lecz zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić (z braku czasu chociażby). Myślałam, myślałam i wymyśliłam rozwiązanie - drut pamięciowy!

Sekretem drutu jest to, że pamięta on swój kształt, więc zawsze będzie się starał skręcić - okręcić wokół nadgarstka. W ten sposób nie ma potrzeby, by np. na prezent zastanawiać się nad obwodem nadgarstka wybranej osoby. W końcu drut i tak opatuli rękę, nawet bez zapięcia :)

W tej sytuacji jedyna zagwozdką jest to, ile chcemy "kółeczek" bransoletki: półtora, dwa, trzy? Proszę bardzo! Osobiście polecam podwójne - wyglądają w miarę proporcjonalnie i nie zdominują nadgarstka. Poza tym każdą bransoletkę można spersonalizować poprzez dodanie zawieszek (charmsów) na jej końcach. Nie ma zapięcia, więc można szaleć bez obaw!


czwartek, 24 listopada 2016

Miodowe kwiaty - trójkątne kolczyki peyote

Co jakiś czas staram się zmieniać technikę, w jakiej wykonuję biżuterię, żeby nie wyjść z wprawy. Nie ma nic gorszego (brak czekolady się nie liczy!), jak siedzenie nad rozłożonymi rzeczami i zastanawianie się "ale jak to szło" i wertowanie notatek w poszukiwaniu podstaw. Dodajmy, że te notatki trzeba wpierw znaleźć... Dla odświeżenia pamięci zrobiłam sobie krótki powrót do ściegu peyote. Na tym tle powstała kwitnąca para kolczyków - alternatywa dla klasycznych trójkącików (KLIK).


Na początku chciałam je zostawić gołe i wesołe, jednak gmerając w koralikowym stosie wpadły mi w ręce mini kwiatuszki w odcieniach czerwieni, oranżu i złota, które musiałam gdzieś wykorzystać. Szybko więc zostały posadzone na miodowej ziemi i chyba się przyjęły :)

wtorek, 22 listopada 2016

"Czarny koliber" - spiralny naszyjnik

Zbliża się czas Świąt (hurra!), a tym samym pora zacząć przygotowywać się pod kątem prezentów, smakołyków, ale miło jest pomyśleć i o sobie. Jakiś czas temu Basia poprosiła mnie o zrobienie spiralnego naszyjnika, podobnego do różowego zakrętasa (KLIK), który miał być dodatkiem do czarnej sukienki. W tym momencie trochę zdradzam ewentualne plany Basi co do kreacji, ale może mi wybaczy :) O spiralnych sznurach pisałam już we wpisie pt. "Spirale, zakrętasy - falowane bransoletki" (KLIK).

Naszyjnik dla Basi miał być w kolorze czerni z dodatkami srebra, koniecznie z kolibrem i falowany. Aby uniknąć monotonni zaproponowałam użycie poza zwykłymi, lekko błyszczącymi koralikami, wplecenie matowych w dwóch rozmiarach. W ten sposób naszyjnik zachowuje kolorystykę, ale nie jest zbyt jednolity.


Na powyższym zdjęciu  możecie zobaczyć jak wygląda całość oraz przechodzące naprzemiennie matowe i błyszczące paski. Efekt falowania jest delikatny, wzbogacony przez srebrny pasek. Królem naszyjnika jest koliber. Na koniec, za zgodą pięknej modelki Basi, zdjęcia od właścicielki :)

sobota, 19 listopada 2016

Stardust Swarovski - potrójnie czarna

Stardust Swarovski to wyrafinowana kolekcja dla chcących czegoś wyjątkowego i tym samym nie może zabraknąć tego u mnie (z pewną poprawką - wyroby tego typu mam u siebie już od dawna, chyba wcześniej, niż u Swarovskiego ;) ), ale pora przeprosić się z diamencikami i nie licytować się, kto był pierwszy.

.
Powrót, wielki lub nie, zaczęłam od potrójnej bransoletki. Wąziutkie rureczki wypełniłam czarno - srebrnymi diamencikami. Bardzo lekka na ręce i mimo, że są trzy części, nie przytłacza nawet wąskich nadgarstków. W sam raz na co dzień, gdy chcemy odrobinę dyskretnej i subtelnej elegancji, a na nadchodzący okres świąteczny idealna :)

piątek, 18 listopada 2016

Stalowy lariat z liściem

Wena jest czymś, co spływa niespodziewanie. Mogę jechać autobusem, rowerem lub być na wycieczce i w każdej chwili może mnie coś natchnąć. Zdarzyło się nawet, że raz biorąc kąpiel doznałam olśnienia, co do jednej bransolety (autentyk - i ta męka, bo nie ma gdzie zapisać pomysłu!). Pod wpływem takiej "eureki" powstał w bólu i nadziei laaaaaaaaaariat. W bólu, bo jest z bardzo drobnych koralików i było to bardzo super, dopóki nie wpadłam na genialny pomysł wykonania go na błyszczącej nici do skór. Efekt? Drobniutkie koraliczki, zamiast stać grzecznie w kolejce na nitce do przerobienia, wolały tańczyć twista w tempie tańców irlandzkich i bawić się w kolejkę górską. Po pokochaniu pomysłu zrodziła się głęboka niechęć, potem wyrzuty sumienia, że zostawiam niedokończony, powrót do pracy, złość na rzeczy martwe i ich brak chęci współpracy, znów zapał, ponowne denerwowanie się na świat i tak w kółko przez mniej więcej trzy tygodnie. Dodam, że był planowany na długość ok. 120 cm MAX, ale "tak mi się dobrze nawleka, to nawlekę wszystkie, bo to tak szybko idzie!" (nie dziwne, skoro nitka była śliska). W końcu się zawzięłam i w nadziei, że to jedyny taki i nigdy, przenigdy, za żadne skarby świata, już czegoś takiego nie zrobię (a poza tym w pewnym momencie byłam już zwyczajnie ciekawa ile tego sznura wyjdzie, co też pomogło w realizacji)... UDAŁO SIĘ.

Jest naprawdę dłuuugi, mierzy aż 178 cm, więc jest co nosić :D Naszyjnik można motać na wiele sposobów, praktycznie przez tydzień i więcej można mieć na sobie co innego w zależności od nastroju: zwój kilku pętli, supełkową wersję lub chocker a'la warkocz, a gdy nam się znudzi na szyi - voilà, oto bransoleta! Koleżanka, widząc jak go robię, stwierdziła, że gdy już wyczerpiemy wszelkie możliwości, możemy go użyć jako łańcucha na choinkę. Nie sprawdzałam, ale grudzień niebawem, kto wie...
Propozycja pierwsza: potrójne pętle.
Pętle są o tyle praktyczne, że nie wymagają niczego - mogą być dłuższe, krótsze, jak kto woli. Poniżej  zamieszczam zdjęcie, gdzie widać dwie pętle - średniej długości i długą. Warto pamiętać, że im krótsze pętle, tym jest ich więcej! Kolejna uwaga - zapięcie typu toggle (czyli zapięcia składające się z tzw. pierścienia i pałeczki) można potraktować jako wisior i nosić je z przodu. 


Wariacja na temat pętli: połączenie pętli i supła. Taki styl noszenia otwiera kolejne: pętla tuż przy szyi z zapięciem jako wisiorkiem, na długiej zawiązujemy supeł LUB jak poniżej. To są oczywiście tylko przykłady.
 Lariat jako "krawat" z otwartym zapięciem (efektowne "dyndadełka").

Nie wiem, jak się wam spodoba, ale znów - to tylko propozycja  - na tył i przód. Przód:

i tył (z boku):

Na tej podstawie można też nosić go wedle mody sprzed kilku lat, tzn. krótko z przodu, a długą pętlę przerzucić na plecy. A propo, samo słowo "lariat" wywodzi się z języka hiszpańskiego (la reata) i oznacza lasso :) Znowu mamy wiele możliwości, a to jeszcze nie wszystkie! <3 Pora na moja ulubioną, czyli...

CHOCKER a'la WARKOCZ!



Chocker jest zdecydowanie moim ulubionym sposobem. Fajnie wygląda na szyi przy rozpuszczonych włosach, ale jeszcze lepiej, gdy się zepnie włosy. Wtedy widać ozdobny liść winorośli i inne osoby wydają dźwięki typu "UUUuułauuUUU!" ;D Po trudach nad nim pozwalam sobie na lekki brak skromności na koniec.
Los chciał, że ten lariat nie będzie jedynym... ;) Zapowiedzi: 



środa, 16 listopada 2016

Kobaltowa fantazja

Plusem ręcznie robionej biżuterii jest niewątpliwie to, że można ją dowolnie modyfikować, jest robiona na miarę, a co więcej - szansa, że dobierzemy coś wyjątkowego wynosi 100%. Ostatnio jedna z pań zwróciła się do mnie z problemem właśnie tego typu: mam x sukienkę, idę na wesele, szukam czegoś wyjątkowego, a z domowych zasobów nic nie pasuje. Ponieważ wcześniej widziała u mnie i była zafascynowana siatką jubilerską (KLIK) w odcieniu kobaltowym, domyślałam się, że będzie chciała coś w tym stylu, ale na kolczyki zapragnęła mieć coś innego. Biżuteria była robiona pod konkretną kreację (ciemnoniebieską w duże, białe kwiaty), to jako rozwiązanie zaproponowałam kolor przewodni kobaltowy z elementami w kolorze srebra. Wzór na sukience był bardzo duży, więc naszyjnik nie mógł być zbyt kolorowy, miał jedynie podkreślać i rozświetlać. Tak oto powstał komplecik "Kobaltowa fantazja".

Na całość składają się kolczyki kwiatuszki z kryształami Svarowskiego w srebrzystej oprawie z frędzelkami. Pani wpadły w oko ciemnoniebieskie frędzelki - pędzelki, które przypadły jej do gustu od pierwszego spojrzenia, jeszcze zanim dobrałyśmy pozostałe elementy.


Uzupełnieniem kompletu jest bransoletka i naszyjnik z kryształkami w stylu Stardust Svarowskiego. Bransoletka jest zrobiona tak, że nie trzeba dodawać do niej zapięcia, ponieważ trzyma się na ręce okręcając się wokół niej, dzięki czemu pasuje na każdy nadgarstek :)

Cały komplecik (zdjęcie robione niestety na szybko) prezentuję poniżej.


"Kobaltowa fantazja" bardzo się podobała na weselu i wytrzymała całą noc :) Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc w potrzebie i sprawić komuś przyjemność swoimi wyrobami. Mam nadzieję, że to nie ostatni raz :))

wtorek, 1 listopada 2016

Jesienna kulka

Ziąb, ziąb, ziąb! Kto by uwierzył, że jeszcze nie tak dawno narzekaliśmy na upał! Gdzie ta złota jesień? Nie wiem jak u was, ale u mnie przez ostatnie dni lało, jakby wybór  pogody był wyłącznie między mżawką, ulewą, a zwykłym deszczem. Nie narzekam, ale to lekka... monotonia, aczkolwiek patrząc na kaczki, które mam przed domem, mam wrażenie, że podchodzą do tematu niezwykle radośnie (przed domem jest fosa, gdzie te ptaki mieszkają). W takiej mokro - radosnej atmosferze zaczęłam krążyć myślami wokół tej sławnej, złotej, polskiej, jesieni. Pamiętacie kulki z kulek (KLIK)? Jedną z nich mam zamiar przygnać lepszą aurę. Zrobiłam ją z czerwonych perełek z koralikami w kolorze hematytu.


Perełki mają ciepły odcień i połyskują opalizująco - dokładnie tak, jak widzę jesienną atmosferę: ciepłe, nasycone barwy. Dla kontrastu dobrałam ciemne koraliki TOHO. Zawieszka od początku miała być głównie w jednym kolorze - podkreśla to wiskozowy frędzel w odcieniu pomidorowej czerwieni oraz łańcuch w ciemniejszym odcieniu. W oddaleniu wygląda to tak:


Dziś to by było niestety na tyle - studia nie znają litości... Trzymajcie się ciepło i nie zapominajcie parasola z domu :) Za kilka dni pokażę kolejne prace :)