sobota, 31 grudnia 2016

Srebrna fala - komplet

Spiralne sznury - akt następny, scena kolejna (wcześniejsze: KLIK). Na pierwszym planie leży ON. Srebrny, trochę błyszczący, trochę matowy z kryształową nutką. W zapięciu ze stali trzyma jeden kwiat. Czeka. Na drugim planie: ONA. Podobnie jak ON leży, zerka zalotnie na widza. Drobna, wyczekująca w połyskującej pelerynie ze srebra. Ma na sobie zapięcie ze stali chirurgicznej. Cisza.

Po chwili zbliżenie. Najazd na kwiat trzymany przez NIEGO. Koncentracja. Moment kulminacyjny, gdy oboje zostają porwani - ON na szyję, ONA na rękę. Finał tej sceny, w tle słychać fajerwerki, rozbłyski, trwa zabawa do białego rana. Kurtyna.

Moi Drodzy! Jak się skończy zabawa z falowanymi naszyjnikami - nie mam pojęcia :) Na zakończenie tego roku planowałam pokazać coś innego, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie - kobiety tak mają. Tak oto przedstawiam pofalowany zestaw na noc sylwestrową, na którą postanowiłam upleść coś delikatnego: komplet w kolorze srebra z kwiatowym zapięciem. Królowa Śniegu chciała go wyrwać, ale byłam szybsza i jedzie ze mną na Sylwestra.

Ponieważ jest to już - niestety - ostatni wpis (ale tylko w tym roku) chciałabym podziękować wszystkim, którzy pomogli mi w rozwijaniu hobby - blog ma raptem kilka miesięcy :). Mogłabym wymienić tutaj tłum osób, które mnie wspierały, służyły pomocą i inspirowały, ale ograniczę się do absolutnego minimum, czyli drugiej połowy (Mały Książę też miał tylko jedną różę :*). Jemu należą się największe podziękowania za wysłuchiwanie mnie i dawanie natchnienia. Oczywiście dziękuję też innym za wszystkie dobre słowa, wskazówki i uwagi - bardzo sobie je cenię i mam nadzieję na kolejne :) To dzięki wam decydowałam się jechać na targi na drugi koniec Polski i dzięki wam Serce a'la Faberge znalazło się na łamach BEADING POLSKA (KLIK).

W Nowym Roku życzę wszystkim tak naprawdę jednego: spełnienia marzeń. W marzeniach nigdy nie jesteśmy smutni, chorzy, tylko szczęśliwi i pełni sukcesu. Oby Nowy Rok był lepszy od poprzedniego! Bawcie się dobrze podczas Sylwestra i do przeczytania w przyszłym roku! Buziaki :***


czwartek, 29 grudnia 2016

Metaliczny lariat z kwiatkiem

Po Świętach kilka dni odpoczynku, zaraz trzeba ruszać na Sylwestra. Mam nadzieję, że Mikołaj dopisał wszystkim i nikt nie dostał rózgi :P Ja ze swoich jestem bardzo zadowolona, a duch świat prawie ze mną wygrał (co poradzę, kocham makowce, a tegoroczny był wprost wyborny). Na fali braku możliwości oddalania się od stołu - bo trzeba pilnować ciast prze innymi łakomczuchami - zaczęłam spalać kalorie już przy stole. Efekty siedzenia (jedzenia?) to kilka naszyjników i kompletów. Dzisiaj pokażę wam jeden z nich, mianowicie metaliczny lariat.

Jest to jeden z trzech najdłuższych, jakie robiłam do tej pory, mierzy 193 cm. Dla porównania zloty (KLIK), czy stalowy (KLIK) były krótsze. Został zrobiony z koralików czeskiej firmy Preciosa (koraliki Rocaille 11o-Metallic Iris Brown).
Sam kolor naszyjnika jest unikatowy. Z jednej strony jest on brązowy, ale ma też w sobie inne odcienie i naprawdę trudno jednoznacznie powiedzieć, jaki on dokładnie jest. Raz jest bardziej brązowy, innym razem miedziany. Metaliczny to chyba najbliższe prawdzie określenie.
Lariaty pokazywałam już kilka razy i nie chciałabym powtarzać, że lariat = kilka naszyjników w jednym, dlatego na zakończenie metaliczny zwinięty w ślimaczka :)






wtorek, 20 grudnia 2016

Niebieskie migdały na ciemno - Stardust Swarovskiego...

... czyli wariacji na temat diamencików, siatek i niebieskiego ciąg dalszy. Właścicielka kompletu "Kobaltowa fantazja" (KLIK) przeglądając gotowe wyroby zastanawiała się jeszcze nad diamencikami granatowo - srebrnymi, ale uznałyśmy, że do jej kreacji jednolite będą lepsze. Nie oznacza to jednak, że diamenciki ze srebrzystym spodem są brzydsze, co to, to nie!


Wszelkie diamenciki ze spodami w kolorach srebra, miedzi lub złota gwarantują nam podwójny blask. Z jednej strony kolorowa strona będzie nam odbijać światło, a z drugiej ta w kolorze kruszcu. Poniższe zdjęcie przedstawia zbliżenie na mieniące się diamenciki.



Dla porównania zobaczcie, jak wygląda podobny komplet. Od powyższego różni sie jedynie tym, że diamenciki nie mają srebrzystego spodu, sa wyłącznie niebieskie (transparentne). To porównanie pokazuje, że dobór siatki ma znaczenie ;)



i zbliżenie na sama bransoletkę: Dla porównania zobaczcie, jak wygląda podobny komplet. Od powyższego różni sie jedynie tym, że diamenciki nie mają srebrzystego spodu, sa wyłącznie niebieskie (transparentne). To porównanie pokazuje, że dobór siatki ma znaczenie ;)

Tego typu komplety - Stardust Swarovski - są niesamowicie praktyczne. Mogą stanowić dodatek do codziennego ubioru, albo w bardziej błyszczącej wersji być biżuterią sylwestrową lub nawet na studniówkę ;) Ja swój noszę na co dzień, aczkolwiek zdarza mi się na spotkania zakładać po kilka bransoletek w kilku odcieniach, co też fajnie wygląda. Jak szaleć, to szaleć!

piątek, 16 grudnia 2016

Liliowe róże 3D - kolczyki

Ostatnio piszę chyba zbyt dużo o naszyjnikach, pora wrócić do kolczyków ;)


Obecnie znajduję się na etapie sprawdzania kolczyków z kaboszonami żywicznymi. Są bardzo lekkie i mają w sobie bardzo dużo uroku. Liliowa para została zrobiona z jasnofioletowych koralików Toho 11/0 (Opaque-Lustered Pale Mauve) oraz z kremowych 15/0 (Ceylon Lt. Ivory). W tych różyczkach postanowiłam podkreślić kolory kaboszonów i nie dodawać nic więcej poza ozdobnym wykończeniem w postaci pikotek :) W następnej parze planuję nieco bardziej zaszaleć.

Co zaś do samych kaboszonów i tego, jak je oceniam:
- niesamowicie lekkie i delikatne
- róże odstają od "tła", co sprawia, że są unikatowe
- nie są zbyt duże ani grube (średnica samego kaboszonu to raptem 18 mm, grubość 9 mm z różą -> bez niej na oko ok. 2 mm?)
- na pewno trzeba ostrożnie się z nimi obchodzić, podobnie jak z każdymi innymi. Niemniej w tym wypadku trzeba być szczególnie uczulonym na nierzucanie nimi, czy przypadkowe upadki. Płatki mogą tego nie wytrzymać, ale jeśli będziemy o nie dbać jak o każdą inna biżuterię, to nie ma sie czym martwić :)

Moja ocena: 10/10. Mimo braku szerokiej gamy kolorystycznej (jest bardzo dużo dostępnych jasnych różyczek na jasnych tłach, więc same w sobie poza efektem 3D nie wyróżniają się zbyt specjalnie) różyczki są godne uwagi. Za bardzo podoba mi się to, jak odstają :D

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Złoty lariat z winoroślą

Tak, tak, wzrok was nie myli - miało nie być więcej lariatów, ale ambicja wzięła górę. Stalowy (KLIK) i srebrny (KLIK) doczekali się trzeciego brata, ale nie bliźniaka ;)


Z trzech wymienionych sznurów jest on najdłuższy - mierzy aż 184 cm (z zapięciem ok. 189 cm, czyli prawie 1,9 m!) i robiłam go... robiłam i nie pytajmy. Praca nad nim na pewno szła dużo sprawniej niż nad pierwszym, kiedy zapoznawałam się z tematem, także teraz już wiem, na co się trzeba przygotować.

Lariaty w kategorii praktyczności moim nieskromnym zdaniem zajmują miejsce na pewno w pierwszej dziesiątce. Możliwości noszenia jest tyle, ile dusza zapragnie - długości typu obroża/kolia, choker, princess, matinée lub opéra i lariat są na wyciągnięcie, przepraszam, zaplątanie sznura (o długościach naszyjników możecie poczytać tutaj: KLIK). Na zdjęciach "złociutki" został przemieniony na coś bliższego szyi - strasznie podoba mi się w tej wersji :) Teraz też widzę, jak te zdjęcia wyszły świątecznie :)

Na powyższym zdjęciu pokazuję tył naszyjnika w tej wersji - liść winorośli w kolorze złota, a żeby król Midas mógł popłakać, to dodam, że końcówki (tulejki) są pozłacane. Na dalszych fotografiach lariat w innych wariantach. Uprzedzam jednak, że pokazuję tylko kilka, bo większość została pokazana w stalowym i nie chciałabym powtarzać. Ponadto noszenie lariatów to temat rzeka i jestem pewna, że każdy znajdzie kilka innych, o których ja bym nie pomyślała :)
i mały (?) midasowy wężyk na koniec:
Dzisiaj napisy końcowe będą poświęcone magazynowi "Beading Polska", dokładniej numerowi 06/2016 (wydanie grudzień/styczeń). Jeśli czytacie lub wpadnie wam w ręce, to polecam zajrzeć na stronę 4 (słownie: czwartą, "Kącik zdolnego czytelnika"). Ten, kto ma już to wydanie, jest proszony o przyjrzenie się serduszku na dole - już? :) Dla tych, którzy nie mają jeszcze magazynu - wybaczcie jakość zdjęć, ale radość jest zbyt wielka! Ten, kto był w sobotę wieczorem w Empiku na Sadybie mógł usłyszeć ją na żywo (zgadza się, takie dźwięki wydaje Agni, gdy znajdzie swoja pracę w gazecie) :D Link do "Serca a la Fabergé": KLIK <3 <3 <3


Pozdrawiam hipermegaradośnie! :D :D :D

piątek, 2 grudnia 2016

Leśna gąsieniczka - bransoletka

O bransoletkach - gąsieniczkach już kiedyś pisałam (KLIK), ale nie pokazałam wtedy gąsieniczki jednokolorowej, co dzisiaj nadrabiam. Zielonkawa bransoletka najbardziej przypomina kolorem sosnowy las i podobnie jak żywica mieni się w słońcu (zawdzięczamy to koralikom Toho). Dzisiaj nadeszła jej kolej na sesję zdjęciową - widać czekała na śnieg i trochę igieł sosnowych :)


Ta bransoletka jest przykładem gąsieniczki jednokolorowej, którą również można skręcić (i wtedy fajnie widać jej nóżki - koraliki typu magatama). Jak widać, decydując się na takie robaczki nie jesteśmy skazani na dobieranie trzech różnych kolorów, bo i w jednej tonacji też są ciekawe. W zależności, co chcemy podkreślić (kolory czy kształt) decydujemy się na jedną z możliwości. W tej postawiłam na kształt, ponieważ uznałam, że koraliki mają na tyle ciekawą barwę i połysk, że nie ma potrzeby dodawać następnego.

Na zakończenie życzę wszystkim najlepszego z okazji śniegu (jest!!)! <3

środa, 30 listopada 2016

Srebrny lariat

Obiecałam, że nigdy więcej nie zrobię lariatu i oto jest kolejny :D Podczas jednych targów, gdzie prezentowałam swoje wyroby, gościom bardzo spodobał się mój pierwszy naszyjnik - lariat w kolorze stali (KLIK). Zarzekałam się, że za żadne skarby świata nie powtórzę tego wyczynu, ale życie lubi płatać figle.


Lariat został zamówiony jako komplet z bransoletką - przede wszystkim miało być prosto i podobnie do stalowego naszyjnika. Sam naszyjnik ma długość 150 cm plus zapięcie typu toggle w kształcie winorośli. Bransoletka ma długość 20 cm. Oba elementy zostały wykończone tulejkami ze stali chirurgicznej. Stal, jako materiał, jest bardzo trwała i nie uczula, co jest istotną informacją dla osób uczulonych na nikiel lub inne metale, dlatego też często polecam wybrać takie wykończenia zamiast zwykłych metalowych.

Komplet został zamówiony na prezent dla żony, która sama sobie go wybrała - nie wiem jak u was, u mnie w domu podobnie się praktykuje. Mama przed świętami daje listę (tudzież wymownie zachwyca się wybranymi rzeczami z katalogów lub moich zasobów biżuteryjnych ;) ), tata (nie, tata nie nosi świecidełek) i babcia podobnie, dzięki czemu wiadomo z czego wybrać (zdarzyło się wam dostać coś... nietrafionego?). Ze mną nie ma problemów, każdy kilogram koralików sprawia mi taką samą radość i chętnie adoptuję każdy.

A jak jest u was? Podzielcie się w komentarzach!

P.S. Prezent się podobał ;)

poniedziałek, 28 listopada 2016

Stardust Swarovski bez zapięcia - podwójne bransoletki

Podczas różnych okazji często spotykam się z problemem dotyczącym bransoletek, które są albo za duże, albo za małe. Przykro mi, gdy widzę, że komuś spodobała się "ta jedna, jedyna" i chciałby ją mieć, ale co z tego, skoro jej nie zapnie lub będzie spadać? Sama miałam kiedyś taki problem i byl on jedna z przyczyn, dla których zaczęłam sama robić biżuterię, lecz zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić (z braku czasu chociażby). Myślałam, myślałam i wymyśliłam rozwiązanie - drut pamięciowy!

Sekretem drutu jest to, że pamięta on swój kształt, więc zawsze będzie się starał skręcić - okręcić wokół nadgarstka. W ten sposób nie ma potrzeby, by np. na prezent zastanawiać się nad obwodem nadgarstka wybranej osoby. W końcu drut i tak opatuli rękę, nawet bez zapięcia :)

W tej sytuacji jedyna zagwozdką jest to, ile chcemy "kółeczek" bransoletki: półtora, dwa, trzy? Proszę bardzo! Osobiście polecam podwójne - wyglądają w miarę proporcjonalnie i nie zdominują nadgarstka. Poza tym każdą bransoletkę można spersonalizować poprzez dodanie zawieszek (charmsów) na jej końcach. Nie ma zapięcia, więc można szaleć bez obaw!


czwartek, 24 listopada 2016

Miodowe kwiaty - trójkątne kolczyki peyote

Co jakiś czas staram się zmieniać technikę, w jakiej wykonuję biżuterię, żeby nie wyjść z wprawy. Nie ma nic gorszego (brak czekolady się nie liczy!), jak siedzenie nad rozłożonymi rzeczami i zastanawianie się "ale jak to szło" i wertowanie notatek w poszukiwaniu podstaw. Dodajmy, że te notatki trzeba wpierw znaleźć... Dla odświeżenia pamięci zrobiłam sobie krótki powrót do ściegu peyote. Na tym tle powstała kwitnąca para kolczyków - alternatywa dla klasycznych trójkącików (KLIK).


Na początku chciałam je zostawić gołe i wesołe, jednak gmerając w koralikowym stosie wpadły mi w ręce mini kwiatuszki w odcieniach czerwieni, oranżu i złota, które musiałam gdzieś wykorzystać. Szybko więc zostały posadzone na miodowej ziemi i chyba się przyjęły :)

wtorek, 22 listopada 2016

"Czarny koliber" - spiralny naszyjnik

Zbliża się czas Świąt (hurra!), a tym samym pora zacząć przygotowywać się pod kątem prezentów, smakołyków, ale miło jest pomyśleć i o sobie. Jakiś czas temu Basia poprosiła mnie o zrobienie spiralnego naszyjnika, podobnego do różowego zakrętasa (KLIK), który miał być dodatkiem do czarnej sukienki. W tym momencie trochę zdradzam ewentualne plany Basi co do kreacji, ale może mi wybaczy :) O spiralnych sznurach pisałam już we wpisie pt. "Spirale, zakrętasy - falowane bransoletki" (KLIK).

Naszyjnik dla Basi miał być w kolorze czerni z dodatkami srebra, koniecznie z kolibrem i falowany. Aby uniknąć monotonni zaproponowałam użycie poza zwykłymi, lekko błyszczącymi koralikami, wplecenie matowych w dwóch rozmiarach. W ten sposób naszyjnik zachowuje kolorystykę, ale nie jest zbyt jednolity.


Na powyższym zdjęciu  możecie zobaczyć jak wygląda całość oraz przechodzące naprzemiennie matowe i błyszczące paski. Efekt falowania jest delikatny, wzbogacony przez srebrny pasek. Królem naszyjnika jest koliber. Na koniec, za zgodą pięknej modelki Basi, zdjęcia od właścicielki :)

sobota, 19 listopada 2016

Stardust Swarovski - potrójnie czarna

Stardust Swarovski to wyrafinowana kolekcja dla chcących czegoś wyjątkowego i tym samym nie może zabraknąć tego u mnie (z pewną poprawką - wyroby tego typu mam u siebie już od dawna, chyba wcześniej, niż u Swarovskiego ;) ), ale pora przeprosić się z diamencikami i nie licytować się, kto był pierwszy.

.
Powrót, wielki lub nie, zaczęłam od potrójnej bransoletki. Wąziutkie rureczki wypełniłam czarno - srebrnymi diamencikami. Bardzo lekka na ręce i mimo, że są trzy części, nie przytłacza nawet wąskich nadgarstków. W sam raz na co dzień, gdy chcemy odrobinę dyskretnej i subtelnej elegancji, a na nadchodzący okres świąteczny idealna :)

piątek, 18 listopada 2016

Stalowy lariat z liściem

Wena jest czymś, co spływa niespodziewanie. Mogę jechać autobusem, rowerem lub być na wycieczce i w każdej chwili może mnie coś natchnąć. Zdarzyło się nawet, że raz biorąc kąpiel doznałam olśnienia, co do jednej bransolety (autentyk - i ta męka, bo nie ma gdzie zapisać pomysłu!). Pod wpływem takiej "eureki" powstał w bólu i nadziei laaaaaaaaaariat. W bólu, bo jest z bardzo drobnych koralików i było to bardzo super, dopóki nie wpadłam na genialny pomysł wykonania go na błyszczącej nici do skór. Efekt? Drobniutkie koraliczki, zamiast stać grzecznie w kolejce na nitce do przerobienia, wolały tańczyć twista w tempie tańców irlandzkich i bawić się w kolejkę górską. Po pokochaniu pomysłu zrodziła się głęboka niechęć, potem wyrzuty sumienia, że zostawiam niedokończony, powrót do pracy, złość na rzeczy martwe i ich brak chęci współpracy, znów zapał, ponowne denerwowanie się na świat i tak w kółko przez mniej więcej trzy tygodnie. Dodam, że był planowany na długość ok. 120 cm MAX, ale "tak mi się dobrze nawleka, to nawlekę wszystkie, bo to tak szybko idzie!" (nie dziwne, skoro nitka była śliska). W końcu się zawzięłam i w nadziei, że to jedyny taki i nigdy, przenigdy, za żadne skarby świata, już czegoś takiego nie zrobię (a poza tym w pewnym momencie byłam już zwyczajnie ciekawa ile tego sznura wyjdzie, co też pomogło w realizacji)... UDAŁO SIĘ.

Jest naprawdę dłuuugi, mierzy aż 178 cm, więc jest co nosić :D Naszyjnik można motać na wiele sposobów, praktycznie przez tydzień i więcej można mieć na sobie co innego w zależności od nastroju: zwój kilku pętli, supełkową wersję lub chocker a'la warkocz, a gdy nam się znudzi na szyi - voilà, oto bransoleta! Koleżanka, widząc jak go robię, stwierdziła, że gdy już wyczerpiemy wszelkie możliwości, możemy go użyć jako łańcucha na choinkę. Nie sprawdzałam, ale grudzień niebawem, kto wie...
Propozycja pierwsza: potrójne pętle.
Pętle są o tyle praktyczne, że nie wymagają niczego - mogą być dłuższe, krótsze, jak kto woli. Poniżej  zamieszczam zdjęcie, gdzie widać dwie pętle - średniej długości i długą. Warto pamiętać, że im krótsze pętle, tym jest ich więcej! Kolejna uwaga - zapięcie typu toggle (czyli zapięcia składające się z tzw. pierścienia i pałeczki) można potraktować jako wisior i nosić je z przodu. 


Wariacja na temat pętli: połączenie pętli i supła. Taki styl noszenia otwiera kolejne: pętla tuż przy szyi z zapięciem jako wisiorkiem, na długiej zawiązujemy supeł LUB jak poniżej. To są oczywiście tylko przykłady.
 Lariat jako "krawat" z otwartym zapięciem (efektowne "dyndadełka").

Nie wiem, jak się wam spodoba, ale znów - to tylko propozycja  - na tył i przód. Przód:

i tył (z boku):

Na tej podstawie można też nosić go wedle mody sprzed kilku lat, tzn. krótko z przodu, a długą pętlę przerzucić na plecy. A propo, samo słowo "lariat" wywodzi się z języka hiszpańskiego (la reata) i oznacza lasso :) Znowu mamy wiele możliwości, a to jeszcze nie wszystkie! <3 Pora na moja ulubioną, czyli...

CHOCKER a'la WARKOCZ!



Chocker jest zdecydowanie moim ulubionym sposobem. Fajnie wygląda na szyi przy rozpuszczonych włosach, ale jeszcze lepiej, gdy się zepnie włosy. Wtedy widać ozdobny liść winorośli i inne osoby wydają dźwięki typu "UUUuułauuUUU!" ;D Po trudach nad nim pozwalam sobie na lekki brak skromności na koniec.
Los chciał, że ten lariat nie będzie jedynym... ;) Zapowiedzi: 



środa, 16 listopada 2016

Kobaltowa fantazja

Plusem ręcznie robionej biżuterii jest niewątpliwie to, że można ją dowolnie modyfikować, jest robiona na miarę, a co więcej - szansa, że dobierzemy coś wyjątkowego wynosi 100%. Ostatnio jedna z pań zwróciła się do mnie z problemem właśnie tego typu: mam x sukienkę, idę na wesele, szukam czegoś wyjątkowego, a z domowych zasobów nic nie pasuje. Ponieważ wcześniej widziała u mnie i była zafascynowana siatką jubilerską (KLIK) w odcieniu kobaltowym, domyślałam się, że będzie chciała coś w tym stylu, ale na kolczyki zapragnęła mieć coś innego. Biżuteria była robiona pod konkretną kreację (ciemnoniebieską w duże, białe kwiaty), to jako rozwiązanie zaproponowałam kolor przewodni kobaltowy z elementami w kolorze srebra. Wzór na sukience był bardzo duży, więc naszyjnik nie mógł być zbyt kolorowy, miał jedynie podkreślać i rozświetlać. Tak oto powstał komplecik "Kobaltowa fantazja".

Na całość składają się kolczyki kwiatuszki z kryształami Svarowskiego w srebrzystej oprawie z frędzelkami. Pani wpadły w oko ciemnoniebieskie frędzelki - pędzelki, które przypadły jej do gustu od pierwszego spojrzenia, jeszcze zanim dobrałyśmy pozostałe elementy.


Uzupełnieniem kompletu jest bransoletka i naszyjnik z kryształkami w stylu Stardust Svarowskiego. Bransoletka jest zrobiona tak, że nie trzeba dodawać do niej zapięcia, ponieważ trzyma się na ręce okręcając się wokół niej, dzięki czemu pasuje na każdy nadgarstek :)

Cały komplecik (zdjęcie robione niestety na szybko) prezentuję poniżej.


"Kobaltowa fantazja" bardzo się podobała na weselu i wytrzymała całą noc :) Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc w potrzebie i sprawić komuś przyjemność swoimi wyrobami. Mam nadzieję, że to nie ostatni raz :))

wtorek, 1 listopada 2016

Jesienna kulka

Ziąb, ziąb, ziąb! Kto by uwierzył, że jeszcze nie tak dawno narzekaliśmy na upał! Gdzie ta złota jesień? Nie wiem jak u was, ale u mnie przez ostatnie dni lało, jakby wybór  pogody był wyłącznie między mżawką, ulewą, a zwykłym deszczem. Nie narzekam, ale to lekka... monotonia, aczkolwiek patrząc na kaczki, które mam przed domem, mam wrażenie, że podchodzą do tematu niezwykle radośnie (przed domem jest fosa, gdzie te ptaki mieszkają). W takiej mokro - radosnej atmosferze zaczęłam krążyć myślami wokół tej sławnej, złotej, polskiej, jesieni. Pamiętacie kulki z kulek (KLIK)? Jedną z nich mam zamiar przygnać lepszą aurę. Zrobiłam ją z czerwonych perełek z koralikami w kolorze hematytu.


Perełki mają ciepły odcień i połyskują opalizująco - dokładnie tak, jak widzę jesienną atmosferę: ciepłe, nasycone barwy. Dla kontrastu dobrałam ciemne koraliki TOHO. Zawieszka od początku miała być głównie w jednym kolorze - podkreśla to wiskozowy frędzel w odcieniu pomidorowej czerwieni oraz łańcuch w ciemniejszym odcieniu. W oddaleniu wygląda to tak:


Dziś to by było niestety na tyle - studia nie znają litości... Trzymajcie się ciepło i nie zapominajcie parasola z domu :) Za kilka dni pokażę kolejne prace :)

wtorek, 25 października 2016

Perłowe motyle

Masa perłowa, czyli wewnętrzna warstwa muszli niektórych małż (czasem ślimaków), jest bardzo plastycznym tworzywem dekoratorskim. Na pewno każdy z nas widział przedmiot ozdobiony masą: babcine puzderka, szkatułki, buty, sekretarzyki etc. Masa perłowa ma wiele zastosowań w zdobnictwie, więc nie mogło jej zabraknąć u Agni Handmade ;)

Wraz z odejściem lata (wiem, to było dawno temu i nieprawda) w biżuterii żegnamy się z "lekkimi" materiałami i pastelowymi kolorami. Nie twierdzę, że nie można ich nosić, aczkolwiek trudno zaprzeczyć, by projektanci nie lansowali od września barw bardziej spokojnych, dojrzałych i "ciężkich". Odkładamy do szaf zwiewne bluzeczki w bladym różu, a wyciągamy sweterki bordo, szaliki w butelkowej zieleni. W tym roku pojawiły się jednak trendy, które mówią, by nosić barwy metali szlachetnych - ma się błyszczeć! Co jednak jeśli nie chcemy błyszczeć metalicznie, a bardziej subtelnie? Może masa perłowa?

Poszukując kompromisu pomiędzy trendami, a lekkością, pomyślałam o masie perłowej - wciąż docenianym materiale w biżuterii, bardzo lekkim wizualnie i uniwersalnym mimo swej elegancji. Masa perłowa to coś, co można założyć praktycznie wszędzie (co uważam za mega plus!). Moją propozycją są więc kolczyki z masy z motylami - na ostateczne pożegnanie ciepłych dni. Pierwsza para to czerwone motylki. Ich wielkość, podobnie jak dwóch pozostałych par, to 5 cm (średnica koła).



poniedziałek, 24 października 2016

Topazowe gwiazdki

Całe wieki - o zgrozo! - nie pisałam nic, absolutnie nic, o kolczykach. Tak rażących uchybień być u mnie nie może, tak też dzisiejszy wpis jest o kolczykach. Pokaże wam parę, którą zrobiłam co prawda w wakacje, ale jeszcze nie miałam okazji się nią pochwalić.
Podwójne gwiazdki - większa to kryształ w odcieniu topazowym, mniejsza ma bladoróżowy. Obie części zostały oprawione w metaliczne koraliki TOHO. Bladoróżowe frędzle (chwosty) zostały doczepione do gwiazdek za pomocą metalowych kółeczek w kolorze brązu. W tym samym kolorze są też ozdobne bigle.


A na koniec zdjęcie tej samej pary w półmroku mojego podwórka - odpowiedź na pytanie, jak wyglądają w cieniu.